piątek, 20 kwietnia 2018

To będzie "Dzień ostatnich szans" Robyn Schneider


Na pierwszy rzut oka "Dzień ostatnich szans" wydaje się jedną z wielu powieści o chorobie w nurcie Young Adult. Wiele książek jest pisanych na wzór "Gwiazd naszych wina" Johna Greena. Zdrowie psychiczne bohaterów jest coraz częściej podkreślane w celu podniesienia świadomości ludzi na temat doświadczeń osób chorych, ich zmagań i stygmatyzacji. Czy "Dzień ostatnich szans" się czymś wyróżnia spośród takich książek?


Kiedy Lane przybywa do Latham House jest fizycznie i psychicznie pochłonięty planowaniem swojej przyszłości. Wszystko, na czym się skupia, zamyka się w obrębie nauki i walki o miejsce na wymarzonych studiach. Chłopak jest przerażony perspektywą odpoczynku i rekonwalescencji. 
Nasza drugą bohaterką jest Sadie. Ona w ośrodku jest najdłużej spośród wszystkich. Jest pogodzona ze swoim losem, nie ma żadnych złudzeń, że czeka ją śmierć.

Narracja powieści jest dzielona między tymi dwoma postaciami, tymi dwoma punktami widzenia. Będziemy śledzić ich historie, miłość i przyjaźń, ich walkę o zdrowie, aby nie umrzeć i mieć nadzieję na powrót do normalnego życia. Są oddzieleni od swoich rodzin i przyjaciół, świat zewnętrzny obawia się tych "chorych ludzi". Więc próbują przeżyć jeszcze jeden dzień, najlepiej jak potrafią, mając nadzieję, że naukowcy znajdą wreszcie cudowne lekarstwo. Każde z nich żyje w pożyczonym czasie i wiedzą, że jakiekolwiek relacje, które budują, mogą się nieuchronnie rozpaść przez śmierć lub wyleczenie jednego z nich.

Gruźlica jest chorobą, która nęka ludzi od stuleci. Charakteryzuje się kaszlem, zmęczeniem, utratą masy ciała i gorączką, i jest od dawna jest uznawana za "romantyczną" chorobę. Robyn Schneider przeniosła tą chorobę do współczesnej Ameryki, nadając jej cechy XXI wieku. Teraz jest nieuleczalna, jej zmutowany szczep jest odporny na terapie. Chorych umieszcza się w specjalnych sanatoriach, w których mają czekać na cud. 

Zarówno Sadie, jak i Lane są takimi typami bohaterów, w której można znaleźć cząstkę siebie. Podobnie, jak Lane, już wiem, co chcę robić w przyszłości i do tego dążę, ale nie tak chorobliwie jak on. Z kolei u Sadie znalazłam moją zmienność nastrojów.

Akcja z natury płynęła całkiem wolno, ale to co nadawało jej flow to zdecydowanie bohaterowie drugoplanowi.Podobała mi się różnorodność postaci. Po pierwsze Nick, chłopak, który uwielbia Sadie, a przy tym podobną miłością darzy alkohol. Następnie Marina, czyli Afroamerykanka, twórczyni fanfiction, zakochana w stylu vintage. A na końcu Charlie, niezwykle utalentowany muzycznie gej i najbardziej chory spośród bohaterów. A i jeszcze Genevieve, chociaż ona to bardziej bohater epizodyczny. Nikt tak jak ona nie potrfi prowadzić kółek modlitewnych. Moherowe berety w starciu z nią, po prostu przegrywają.

Niektórych zachowań bohaterów po postu nie rozumiałam. Lekkomyślnej ucieczki z ośrodka do pobliskiego miasta, gdzie mogli zarazić setki ludzi, czy przemycania alkoholu. Czy naprawdę ich desperacja była tak duża?

Jako okładkowa sroka muszę poruszyć temat okładki. Na początku wydawała mi się całkiem ładna, dość minimalistyczna, idealnie pasująca do książki. Jednak później w internecie natrafiłam na wersję amerykańską i brytyjską tej okładki i się zakochałam. Dużo lepszym posunięciem ze strony wydawnictwa byłoby zachowanie oryginalnej grafiki.

Robyn Scheider z dużą łatwością umieściła ogromne ilości czarnego humoru w książce. Jest to specyficzny typ, który nie każdemu może odpowiadać. Momentami miałam wrażenie, że niektóre momenty w spotkaniach Sadie i Lane były wymuszone. Jakby autorka była przekonana, że to się czytelnikowi na pewno spodoba, i ona tak musi napisać. I z tym miałam częściowy problem. Ale muszę przyznać, że pisze niezwykle lekko. Nawet, gdy się za dużo nie działo i miałam wrażenie, że akcja stoi w miejscu, to i tak czytałam dalej, szybko brnęłam przez kolejne strony i wyczekiwałam akcji.

Myślę, że osoby w wieku 15 lat, które to przeczytają, będą prawdopodobnie tym zachwycone. Ja jednak wymagałam czegoś więcej. Z całą pewnością, czas który poświęciłam tej książce, nie był czasem straconym. Mimo wszystko, gdybym miała polecić coś z tego typu książek, to zdecydowanie wybrałabym "Chemię naszych serc". "Dzień ostatnich szans" nie jest książką złą, ona jest niewyróżniająca się spośród sobie podobnych.

W całej książce znajdują się pewne dziury logiczne, szczególnie przy opisywaniu choroby. Wszystkie plot twisty były dla mnie przewidywalne, a w całej książce nie było ich dużo, to mimo wszystko spędziłam miło czas przy tej książce. Zdecydowanie zabrakło mi tego czegoś, co by mnie zaskoczyło, zwaliło z nóg. Akcja jest płynna, postacie nie są nieprzyjemne, ale, nie odczuwałam dla nich większej sympatii ... Nawet jeśli powieść z założenia przywołuje trudne tematy, to nie odczuwałam większego przejęcia.





Dominika