czwartek, 7 marca 2019

W obronie mniejszości "Dzieci krwi i kości" Tomi Adeyemi


Za granicą ta książka jest absolutnym hitem. Złożył się na to dobry marketing, ciężka promocja, ale i umiejętne wykorzystanie trendów kulturowych. "The Hate U Give" dowiodła wydawcom, że rosnące poparacie dla sprawiedliwości społecznej pokrywa się z rynkiem książki. Od lat czytelnicy domagają się większej różnorodności w fikcji, a w szczególności ważnego przesłania, które będzie odgrywała znaczącą rolę. Wydaje się, że "Dzieci krwi i kości" są idealną pozycją, odpowiadającą na te potrzeby.

Mam wrażenie, może błędne, że bardzo często autorzy zamiast łamać stereotypy, tylko je utrwalają. Tomi Adeyemi pokusiła się o temat segregacji rasowej i społeczeństwa pełnego nierówności i niesprawiedliwości społecznej. Już sama szata graficzna mówi wiele o tej pozycji. Z okładki spogląda na nas czarnoskóra dziewczyna, która wyglądem przypomina szamankę, a może nawet dzikuskę. Adeyemi walczy z rasizmem w jeden z najlepszych sposobów.  

Pokolenie temu w fikcyjnym zachodnioafrykańskim kraju Orisza mieszkała magia. Według teorii to magowie nadużywali swoich mocy i magia z tego świata przez to zniknęła. Jednak prawda jest taka, że król Saran zabił wszystkich dorosłych magów w noc znaną jako Obława. Teraz Orisha jest podzielona na dwie klasy społeczne. Na klasę rządzącą o jaśniejszym kolorze skóry i ludzi, którzy są spokrewnieni z magami lub sami mają potencjał, żeby się nimi stać, gdyby magia powróciła. Ci, którzy przeżyli Obławę, są poddawani uciskom na poziomie systemowym i indywidualnym, są poddawani nalotom, rewizjom, podwyżkom podatków, przypadkowym egzekucjom i napaściom na tle seksualny.

Matka Zelie była magiem obdarzonym wyjątkowymi umiejętnościami. Podczas Obławy została brutalnie zabita na oczach córeczki. Zelie, tak jak wszyscy obdarzeni predyspozycjami magicznymi, ma białe włosy, które ściągają uwagę. Trenuje, aby móc się obronić w krytycznych momentach, ale jest impulsywna, co w połączeniu z jej statusem społecznym oznacza ciągłe niebezpieczeństwo.

Główny wątek jest bardzo prosty. Zelie jest Wybrańcem, który ma szansę na przywrócenie magii, a razem z bratem Tzainem i księżniczką Amari mają znaleźć magiczne artefakty, które to umożliwią. Jeśli uda jej się odzyskać magię, jej lud będzie w stanie pokonać króla, który jest przykładem na to, co się dzieje, kiedy strach i obsesja kontroli, władzy, dochodzą do głosu.

Narracja występująca w książce jest pierwszoosobowa, z punktu widzenia kilku różnych postaci. Każdy z rozdziałów jest krótki i podpisany imieniem bohatera. Postacie Adeyemi są charakterystyczne, więc nie ma obawy przed zgubieniem się. Doskonale zdaję sobie sprawę, że autorka nie chciała ograniczać się do jednego punktów myślenia, więc zastosowała takie rozwiązanie, ale wydaje mi się, że narracja trzecioosobowa mogłaby więcej wnieść do tej historii. 
O ile świat, w którym rozgrywa się akcja książki jest świeży i oryginalny, tak w samej fabule jest mnóstwo schematów. Jednak nie mogę powiedzieć, żeby to jakoś znacząco wpłynęło na mój odbiór. Bo okazało się, że autorka posiada talent, który coraz częsciej zanika, czyli umiejętność ogrania znanych motywów. Dodatkowo po słowie od autorki przestałam to zauważać. I dopiero po skończeniu tej książki dotarł do mnie jej cały sens. I to ze zdwojoną mocą.

Coś co bardzo mnie zabolało, to wątek romantyczny. Gdyby go nie było, to opowieść by w żadnym razie nie ucierpiała. Nie do końca widzę jego sens, no chyba, że będzie miał on jakieś ogromne znaczenie w kolejnych częściach historii, bo ma być to trylogia. Romans jest przesłodzony i naiwny, a mimo wszystko nie odrzuca.

Pomimo swoich wad, ta książka jest naprawdę dobra. Uwielbiam magiczny system Adeyemi. Dzielenie magii na szkoły, kategorie, nie jest rewolucyjne, ale perspektywa odkrycia nowego rodzaju mocy była ekscytująca. Sama Zelie jest niewykorzystanym Żniwiarzem, który może kontrolować duchy zmarłych. Każda umiejętność magiczna odpowiada konkretnemu bogu, który jest opiekunem maga. Religia odgrywa ważne bardzo ważne miejsce w tej historii. Ta afrykańska wizja nieba i piekła była przerażająca, ale i intrygująca.

Bohaterowie Adeyemi mają wady, ale są też ludźmi pełnymi niepokoju i wątpliowści, którzy próbują znaleźć swoje miejsce w świecie. Ewoluują, zmieniają się, rozrastają. Podróż w ich towarzystwie była ekscytująca. Sekwencje akcji były wyraźne, a sama rzeczywistość wydawała mi się filmowa.

Czy był to taki powiew świeżości jakiego oczekiwałam? W pewnym sensie. Mitologia afrykańska do tej pory była raczej omijana, wszystko skupiało się na rzymskiej, greckiej i indyjskiej. Co do samej historii mam zastrzeżenia, ale sens płynący z tej historii jest ważny. Bawiłam się niesamowicie czytając tę historię. Mam ogromną nadzieję, że kolejna część będzie lepsza, bo biorąc pod uwagę, że ta książka to debiut autorki, a zakończenie złamało moje serduszko, daje mi nadzieje, że trylogia Tomi Adeyemi będzie jedną z najlepszych w swoim gatunku.





Za możliwość przeczytania książki dziękuję: