wtorek, 8 maja 2018

Powrót małego hejterka "Złotowidząca. Ucieczka" Rae Carson


Od momentu recenzji "Tysiąca odłamków ciebie" dostawałam pytania, kiedy będzie jakaś kolejna negatywna recenzja. Faktem jest, że wybieram sobie takie książki, przy których mam chociaż 80% pewności, że mi się spodobają. "Złotowidząca. Ucieczka" to mój margines błędu...


Książka opowiada historię Leah Westfall, prostej dziewczyny z Georgii, która jako jedyne dziecko rodziców, wypełnia wszystkie męskie zadania z 1849 roku. Jednak Leah ma magiczną moc, wyczuwa złoto. Ono wzywa ją w sposób niemal bolesny i szalony. W czasie gorączki złota ukrywa swój dar, żeby być bezpieczną. Sprawy zdecydowanie mocno się komplikują po zabójstwie jej rodziców. Samotna dziewczyna nie ma prawa przeżyć w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Ale czy na pewno?


Ta książka nie była zła. Ona miała kilka istotnych minusów. Dość trudno jest mi ją jednoznacznie ocenić z kilku powodów.


Główna bohaterka postanawia uciec z obecnego miejsca zamieszkania przebrana na mężczyznę. I wyobraźcie sobie, że boi się, że będą zdradzały ją oczy, a właściwie ich wyjątkowy kolor. Czy czegoś Wam to nie przypomina? Poszperałam trochę w internecie i okazało się, że pierwsza swoją książkę wydała Rae Carson, a dopiero później ukazała się "Buntowniczka z pustyni". Alwyn Hamilton zdecydowanie lepiej poradziła sobie z językiem, zaś Carson pisała w sposób bardziej szczegółowy i prawdziwy, poruszając chociażby sprawy toalety czy miesiączki.


Mam wrażenie, że autorka w wielu momentach poszła na łatwiznę. Po raz kolejny zakończenie książki nie było dla mnie zaskoczeniem, przewidziałam je już około 150 strony. I tym się tak mocno zawiodłam. Bo tu można było dużo zrobić, a historia się zmarnowała. Nie działo się zbyt dużo, nawet jako wprowadzenie do dalszej serii, wypadło raczej blado. Miałam takie momenty, kiedy się nudziłam jak mops i nie byłam w stanie przebrnąć nawet przez kilka stron.

Kolejnym dużym problemem, który miałam ze "Złotowidzącą" była promocja tej książki. Ta historia była reklamowana jako mieszanka fikcji/fantastyki z realnym światem, ale w książce nie było zbyt wiele magii. Umiejętności Leah zostały wprowadzone i lekko zbadane, ale poza tym  nie miałem wrażenia, że magia w ogóle przyciągała do książki. Przypuszczam, że szerzej zostanie to zbadane w drugiej części. To bardziej powieść drogi, klimatem przypominająca western. Teraz pozostaje mi zastanowienie się, czy chcę kontynuować tę serię.

Oczywiście to nie jest tak, że ta książka ma same minusy. Wiem, że jestem mnóstwo osób, które są zakochane w tej historii, dają jej 9 na 10 możliwych gwiazdek. Rozumiem i tych, bo w historii się również sporo udało.

Carson przemyca kilka ważnych tematów, osadzając je w klimacie XIX wieku. Autorka porusza kwestie orientacji seksualnej, niewolnictwa i dominacji mężczyzn. Robi to bardzo umiejętnie, tworząc niezwykle zróżnicowany świat.

To co mi się podobało to wątek miłości. On nie był priorytetem jak w większości obecnych książek młodzieżowych. Relacja rozwijała się powoli, mieliśmy szansę w nią uwierzyć, poznać jej podstawy i zrozumieć. Autorka dała jej czas i tego było potrzeba.

Wykreowane postacie było ok. I tyle. Nie było wielkich fajerwerków i połączenia z nimi. Nie zakochałam się. Naprawdę szkoda.

Dość trudno jest mi oceniać tę książkę, ponieważ nie wiem do jakiej kategorii ją zaliczyć. Ta książka nie była zła. Ona dość mocno mnie zawiodła i chyba pod tym względem będą ją oceniała. Po zrobieniu sobie małej listy zalet i wad, myślę że będzie to 6 gwiazdek. W przeciwieństwie do "Tysiąca odłamków ciebie", "Złotowidząca" była dość dobra. Te książki pochodzą z dwóch różnych kategorii, dlatego jeżeli ktoś nie oczekuje za dużo fantastyki w książkach, to spokojnie mogę polecić "Złotowidzącą".





Dominika