Bernard Cornwell w swojej serii mierzy się z jednym z najkrwawszych okresów w dziejach historii Europy. IX wiek to dla Brytanii czas konfliktów wewnętrznych i uporczywych najazdów wikingów. I choć mogłoby się to wydawać nudny materiał na książkę, a dużo lepszy na podręcznik akademicki, to historię Uthreada czyta się z zapartym tchem. Autor pisze z rozmachem, ma dużą dozę fantazji i dba o zaplecze historyczne. A to wszystko sprawia, że nie uwolnicie się od serii "Wojny Wikingów".
Rok 885. Między Sasami i Duńczykami panuje kruchy pokój. Uthred strzeże granicy Wessexu na Tamizie. Gdy król Alfred dowiaduje się, że wikingowie pod wodzą dwóch norweskich jarlów zajęli należący do Mercji Londyn, nakazuje Uhtredowi odbić miasto z rąk najeźdźców. Los jednak lubi niespodzianki: wikingowie proponują earlowi, by do nich przystał i nakłonił do tego także swego przybranego brata Ragnara Młodszego. Chcą podbić trzy anglosaskie królestwa. Za zdradę Wessexu oferują Uhtredowi tron Mercji...
Pewnie niektórzy zaczną się martwić, że czeka nas powtórka z rozrywki. No bo co może być nowego w czwartym tomie serii opartej tylko na potyczkach? A no może zmienić się dużo. Bo choć walki są bardzo ważną częścią tej historii, to obserwowanie intryg politycznych jest niezwykle ciekawe. Do tego postać Uthreda nigdy nie jest taka sama.
Uthred na przestrzeni tomów bardzo się zmienił. Jest brutalny i bezlitosny. Jego celem jest wywołanie strachu u przeciwnika jeszcze przed wyciągnięciem miecza. Dorobił się reputacji zaciętego i bezwględnego wodza. Uthred jest sprytny, doświadczony i posiada ogromne ambicje. Realizując własne plany i pokonując nieoczekiwane przeszkody zostaje wrzucony w wir kolejnych bitew. Cornwell wykonał fantastyczną robotę, zestawiając dziką wojowniczą naturę Uhtreda z kochającym mężem i ojcem, którym się stał. Nie tylko działania Uhtreda wobec jego żony pokazują jej miłość do niej, ale 80-letni narrator wciąż wspomina Giselę z czułością.
Każda potyczka jest opisana wiarygodnie, ale nie przytłaczająco. Autor prowadzi nas przez każdy cios i brzdęk mieczy. Ta część wydaje się najbardziej przystępną dla przeciętnego czytelnika. Jest mniej brutalna, a sceny akcyjne dość szczegółowo opisane. Cornwell mimo wszystko nie zarzuca czytelnika niepotrzebnymi opisami. On je filtruje i przekazuje tylko te, które są znaczące.
Bernard Cornwell w przeciwieństwie do innych autorów, którzy piszą serie, nie poświęca czasu na odświeżaniu starych informacji. Może to przysparzać pewnych trudności przy czytaniu tomów w sporych odstępach czasowych. Jednak po przeczytaniu kilkunastu stron, ma się wrażenie, że wróciło się do czegoś znajomego, domu. Jest to jednak wskaźnik ogromnego talentu autora. Zgrabnie porusza się między różnymi wydarzeniami, nie gubiąc przy tym czytelnika.
Czasy opisywane w tym tomie to realnie czas pokoju. Dlatego też autor dodał wiele wymyślonych starć, a także rozbudował wątki polityczne i obyczajowe. Przedtem te aspekty nie były aż tak wyeksponowane. Ten tom na w pewien sposób źle wyważone proporcje. Bo zauważyłam sporą nierówność między akcyjnością a obyczajowością w tej części.
Jedyną rzeczą, do której mam większe zastrzeżenia, to czas akcji. "Pieśń miecza" rozgrywa się około 5 lat po wydarzeniach z tomu trzeciego. Poprzednio odstęp czasu pomiędzy poszczególnymi czasami był dużo mniejszy. Tutaj miałam wrażenie, że bardzo dużo stało się pomiędzy tomami, co nie zostało opisane. A szkoda, bo mogło być ciekawie.
Chociaż "Pieśń miecza" ma wiele pozytywów, to w pewnym momencie zaczyna nużyć. Wszyscy ci, którzy są fanami powieści historycznej, zwłaszcza tej osadzonej w mrocznych wiekach Anglii, będą zadowoleni. Jeśli jednak ta seria podobała wam się ze względu na akcję, to możecie się zawieść. Chęć poznania dalszego ciągu przygód Uthreda niepokojąco się zmniejszyła. Mam nadzieję, że tom piąty będzie lepszy. Zakończenie tego tomu było nagłe. Jakby nie do końca zostało przemyślane.
Każda potyczka jest opisana wiarygodnie, ale nie przytłaczająco. Autor prowadzi nas przez każdy cios i brzdęk mieczy. Ta część wydaje się najbardziej przystępną dla przeciętnego czytelnika. Jest mniej brutalna, a sceny akcyjne dość szczegółowo opisane. Cornwell mimo wszystko nie zarzuca czytelnika niepotrzebnymi opisami. On je filtruje i przekazuje tylko te, które są znaczące.
Bernard Cornwell w przeciwieństwie do innych autorów, którzy piszą serie, nie poświęca czasu na odświeżaniu starych informacji. Może to przysparzać pewnych trudności przy czytaniu tomów w sporych odstępach czasowych. Jednak po przeczytaniu kilkunastu stron, ma się wrażenie, że wróciło się do czegoś znajomego, domu. Jest to jednak wskaźnik ogromnego talentu autora. Zgrabnie porusza się między różnymi wydarzeniami, nie gubiąc przy tym czytelnika.
Czasy opisywane w tym tomie to realnie czas pokoju. Dlatego też autor dodał wiele wymyślonych starć, a także rozbudował wątki polityczne i obyczajowe. Przedtem te aspekty nie były aż tak wyeksponowane. Ten tom na w pewien sposób źle wyważone proporcje. Bo zauważyłam sporą nierówność między akcyjnością a obyczajowością w tej części.
Jedyną rzeczą, do której mam większe zastrzeżenia, to czas akcji. "Pieśń miecza" rozgrywa się około 5 lat po wydarzeniach z tomu trzeciego. Poprzednio odstęp czasu pomiędzy poszczególnymi czasami był dużo mniejszy. Tutaj miałam wrażenie, że bardzo dużo stało się pomiędzy tomami, co nie zostało opisane. A szkoda, bo mogło być ciekawie.
Chociaż "Pieśń miecza" ma wiele pozytywów, to w pewnym momencie zaczyna nużyć. Wszyscy ci, którzy są fanami powieści historycznej, zwłaszcza tej osadzonej w mrocznych wiekach Anglii, będą zadowoleni. Jeśli jednak ta seria podobała wam się ze względu na akcję, to możecie się zawieść. Chęć poznania dalszego ciągu przygód Uthreda niepokojąco się zmniejszyła. Mam nadzieję, że tom piąty będzie lepszy. Zakończenie tego tomu było nagłe. Jakby nie do końca zostało przemyślane.