czwartek, 6 grudnia 2018

To było słabe jak barszcz! "Do wszystkich chłopców, których kochałam" Jenny Han



Nie wymagałam wiele od tej pozycji. Miała to być całkiem lekka i przyjemna książka. A wcale taka nie była. Cały czas zastanawiam się, dlaczego ta książka otrzymuje tak dobre oceny. Bo dla mnie nie zasługuje na nie. Jest to jedno z największych rozczarowań tego roku. Ta książka powinna być urocza. A była po prostu zła.

Założę, że każdy z Was słyszał o tym tytule. Jeżeli nie o książce, to o filmie. Produkcja Netflixa wzbudziła zachwyt i ściągnęła ponowną uwagę na książkę. Nie oglądałam ekranizacji książki, więc nie będę poruszała jej wątku, bo to bezsensowne. Może w przyszłości zrobię porównanie, ale na razie nie zapowiada się na to. 

Lara Jean Song w pudle na kapelusze, który dała jej matka, przechowuje listy miłosne. I nie są to listy, które napisali do niej inni, ona sama je napisała. Jeden za każdego chłopaka, którego kiedykolwiek kochała - w sumie pięć. Kiedy pisze, wylewa swoje serce i duszę, i mówi wszystko, czego nigdy nie powie w życiu, ponieważ jej listy są tylko dla niej. Aż do dnia, w którym jej tajne listy zostają wysłane pocztą, i nagle życie miłosne Lary Jean przechodzi od wymyślonego do wymykającego się spod kontroli.

Moje problemy z książką zaczęły się już po pierwszych zdaniach, kiedy poznałam główną bohaterkę. Lara Jean w mojej ocenie jest głupia i dziecinna. Mimo szesnastu lat, ma mentalność 11 latki. Ona nigdy nie dojrzała. Niczego się nie uczy, nie rozwija się, nie dorasta. Ma w sobie swego rodzaju niewinność, jakby nie zdawała sobie sprawy z istoty tego świata. Doświadczenia dotyczące czasu i życia pojawiły się i minęły, a gdy powieść kończy się Lara Jean jest tą samą starą dziewczyną. Na zawsze pozostanie osobą pozbawioną charyzmy. Niestety, ale Lara Jean bardzo często mnie po prostu irytowała. Nie rozumiałam jej decyzji, wydawały mi się irracjonalne. To miałaby bohaterka, którą polubię. Cóż, nie stało się tak.

Fabuła opiera na pewnej tajemnicy, zagadce, no bo ktoś w końcu wysłał list miłosne Lary Jean. Nasza główna bohaterka aż do końca, nie jest świadoma kto to zrobił. I tylko ona. Czytelnik doskonale radzi sobie z tą tajemnicą. I to jest poniekąd zabawne. A może to tylko mnie bawiło?

Mam wrażenie, że świat wykreowany przez Jenny Han ogranicza się do kilku postaci. Jest oczywiście Lara Jean, jej dwie siostry, Peter i Josh. Pozostali tytułowi chłopcy nie są dobrze osadzeni w tym świecie. Są tak jakby oderwani. Do tego jest oczywiście ojciec sióstr, przyjaciółka Lary, Chris, która nie ma innych cech, oprócz buntowniczości, a była dziewczyna Petera jest totalnym czarnym charakterem. W tym momencie może Wam się wydawać, że dramatyzuję, ale prawda jest taka, że ci bohaterowie są albo schematyczni, albo mdli albo zupełnie są oderwani od rzeczywistości.

Nie chcę w 100% krytykować autorki za jej styl pisania, bo nie czytałam książki w oryginale. Ale wątpię również, że wina leży po stronie tłumacza. Zdaję sobie sprawę, że z założenia jest to literatura młodzieżowa, a nie piękna, ale styl jest tragiczny. Czytanie zdania na poziomie Poszłam jeść zupę trochę mnie odmóżdżyło. I tak jest cały czas. Zdania są proste, brak im najprostszych środków stylistycznych, jak np. metafor. Poczułam się ogłupiona. A właściwie to traktowana jako osoba głupia, która nie byłaby wstanie zrozumieć zdań złożonych.


Autorka pokusiła się o wepchnięcie do niezbyt ambitnej książki kilku ważnych wątków. Jednym z nich jest kobieca przyjaźń. Oczekiwałam prawdziwego, realistycznego wizerunku więzi. A zamiast tego dostałam do bólu przerysowaną przyjaźń siostrzaną. Następnie motyw ojca samotnie wychowującego córki, po śmierci żony. To było do przeżycia. Były gorsze momenty, pełne stereotypów, i te lepsze, obfitujące w prawdziwą prozę życia.

Naprawdę rozczarowałam się książką "Do wszystkich chłopców, których kochałam". Oczekiwałam słodkiego romansu, książki która sprawi, że zrobi mi się ciepło na serduszku. Nic nie dostałam. A zakończenie umocniło mnie w postanowieniu, że nie sięgnę po kontynuację. Uważam, że jest to książka szkodliwa.

Niesamowicie cieszę się, że napisałam tę recenzję. Mogę wylać wszystkie moje żale. A najbardziej boli mnie to, że tak wiele osób zachwala tę książkę, pomijając pewne oczywistości, które nie zostały dobrze rozegrane. Znalezienie jednoznacznie negatywnej recenzji graniczy z cudem. Czy to ja jestem taka krytyczna czy może wszyscy boją się wypowiadać niepochlebnie o tej książce?





Dominika