sobota, 11 czerwca 2016

Fiona Wood "W dziczy"

Ciekawe, czy inni ludzie też ciągle błądzą w osobiście zasadzonych chaszczach?
Dzisiaj przedstawiam Wam książkę, o której w sumie nie wiem co sadzić. Nie szaleję za nią, ale nie była też najgorsza. Ale po kolei, do wszystkiego jeszcze dojdę w dalszej części. Zapraszam Was dzisiaj na nową recenzję!
Sib, a właściwie Sibilla to typowa szara myszka. Nie lubi się wychylać, być w centrum uwagi. Nie jest zbytnio towarzyska, nie chadza na imprezy i generalnie nie jest typem
imprezowiczki. Jej "promyczkiem" w życiu jest przyjaciółka, Holly. Jest to dziewczyna, która zrobi naprawdę wszystko, aby być w centrum zainteresowania. Wielokrotnie raniła Sib, sprawiała, że ta miała poczucie winy, choć nie powinna, przepraszała nawet nie wiadomo za co. Ja osobiście naprawdę jej nie lubiłam, była straszna. Ale nie zajmują się tylko Holly, ponieważ Sibilla miała jeszcze jednego przyjaciela, Michaela. Chłopak kocha naukę i przez to uważany jest za dziwaka i odludka. Życie Sib diametralnie się zmienia, kiedy zostaje zdjęty jej aparat ortodontyczny i okulary. Wtedy to zostaje zauważona przez ciotkę, która zajmuje się castingiem modelek. Zauważa w swojej chrześnicy piękno i dziewczyna takim oto sposobem bierze udział w reklamie perfum. Bilbordy z jej zdjęciem pojawiają się nie tylko w mieście, ale w całym kraju. Zyskuje naprawdę sporą popularność, a mimo wszystko pozostaje sobą. Na jednej z imprez (nie ma to jak sława!) całuje się z najpopularniejszym chłopakiem w szkole. Ben Capaldi jest ucieleśnieniem marzeń wszystkich dziewczyn w szkole, a chłopcy uważają go za przywódcę ich grupy, lidera.
Lou, Lou, Lou... Gdybyśmy poznali ją sprzed wydarzeń poznanych w książce mogłaby być naprawdę dobrą przyjaciółką nas wszystkich. Ale już spieszę z wyjaśnieniami dlaczego tak uważam. Lou jest pogrążona w rozpaczy po śmierci chłopaka. Jej depresja potęguje się, ponieważ rodzice Freda uważają ją za winną śmierci syna. Otóż Fred jechał rowerem właśnie do Lou, kiedy został śmiertelnie potrącony przez samochód. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dziewczyna powoli przyjmuje ich przekonanie. Po tej tragedii zamyka się w sobie, stroni od towarzystwa i nie przyjmuje do wiadomości, że została już sama. Jej mama zapisuje ją do wyjątkowej szkoły. Jeden z semestrów spędzany jest z dala od miast, w dziczy. Jej psychoterapeutka uważa, że zmiana otoczenia dobrze jej zrobi, dlatego Lou nie ma innego wyboru jak bycie tą nową w szkole.
W tytułowej dziczy naprawdę dużo się dzieje. Sib rozważa czy pocałunek z Benem był jednorazowy, czy może przerodzi się w coś więcej, zaś Lou uczy się panować nad depresją tak, aby nie przeszkadzała jej w życiu. 
Zacznę od tego, że nie polubiłam jakoś głównych bohaterek. Przede wszystkim u Sibilli denerwowała mnie jej uległość. W kontaktach z innymi potrafiła powiedzieć "nie", ale w kontaktach z Holly była niczym jej więzień z cichym przyzwoleniem na wszystko. Jeżeli chodzi o Lou, to ja naprawdę rozumiem rozpacz po stracie bliskiej osoby, ale nie aż tak. Autorka opisywała jej przygnębienie w taki sposób, że czytelnik przejmował ten smutek od bohaterki. Czasami kiedy akcja książki pędziła nie byłam w stanie za nią nadążyć właśnie przez to, że czułam się za bardzo przygnębiona. Najlepszym rozwiązaniem byłoby wzięcie lepszej połowy Sib i tej weselszej Lou i stworzenie bohaterki idealnej. Widać po autorce, że nie napisała w swoim życiu ogromu książek, najprościej mówiąc widać niedoświadczenie. W jednym momencie, który był kluczowy dla książki po prostu myślałam, że zamorduję. Napięcie rosło, rosło i wszystko spadło. Zamiast spektakularnie zakończyć ten epizod autorka spokojnie opisała dość szybko i krótko zakończenie. Pomijając te małe uwagi jest to naprawdę poruszająca książka o szukaniu samego siebie, znalezieniu prawdy i drodze do niej. Jeżeli Fiona Wood coś jeszcze napisze z pewnością po to sięgnę, choćby po to, aby zobaczyć czy się rozwinęła.

Za książki dziękuję:



Dominika