czwartek, 16 czerwca 2016

Lele Pons i Melissa de la Cruz "Szkoła przetrwania"


Lele Pons to ogromna gwiazda Vine'a. Jeśli nie wiecie, co to jest Vine to już śpieszę z wyjaśnieniami. Jest to swego rodzaju serwis społecznościowy, trochę jak Instagram i YouTube, ponieważ publikuje się tam siedmiosekundowe filmiki, głównie komediowe. Zgadnijcie, kto jest największą gwiazdą Vine'a? Oczywiście, Lele. Była pierwszą osobą, której udało się zdobyć dziesięć milionów obserwujących oraz osiem miliardów obejrzeń jej filmików. Od razu powiem, że nigdy nie korzystałam z tego serwisu i nie znałam dotąd Lele Pons, więc nie czekałam z niecierpliwością na wydanie tej książki, ani nie szalałam na zakupach z myślą: "Muszę to kupić!". Mimo wszystko postanowiłam sięgnąć po tą pozycję. Pomyślałam, że będzie to świetna okazja do urozmaicenia recenzji na blogu oraz zawsze to jakieś nowe doświadczenie.
Już na początku Lele informuje nas, że niniejsza książka to fikcyjny pamiętnik, nie wszystko jest zgodne z prawdziwym życiem dziewczyny. Nastolatka całe swoje życie chodziła do kameralnej szkoły żeńskiej, ale jej rodzice uznają, że musi poznać coś nowego i zapisują ją do publicznej szkoły średniej w Miami, gdzie są trochę inne zasady. Wtedy w głowie Lele rodzi się jedno podstawowe pytanie: "Jak przetrwać szkołę?". 
Lele to dziewczyna bardzo pewna siebie, może zwariowana, można powiedzieć, że dość zarozumiała, a nawet trochę płytka, tym bardziej, że co chwilę podkreśla, że w tym, czy tamtym jest lepsza od innych, przecież ona jako jedyna z towarzystwa nie pije alkoholu, co jest przecież świetną okazją do pokazania swojej wyższości. Lele, żeby się dostosować do towarzystwa zmienia się o 180 stopni. Trochę mnie to zdenerwowało, wicie to całe przejmowanie się zdaniem innych, stanie się wersją 2.0 po to by zadowolić innych, a nie siebie.
Pierwsza rzecz, którą powinniście wiedzieć na mój temat, to że nie zawsze byłam tą znaną wam boską seksowną fajną promienną blondynką. Wiem, wiem, to dla was szok. Jeszcze nie tak dawno temu byłam niezdarnym wyrzutkiem z aparatem na zębach, w niemodnych ciuchach, za dużych o dwa numery. "Nie!", słyszę wasz zgodny chór. "Lele zawsze była idealna". Cóż, macie rację, zawsze byłam idealna, ale to zupełnie inna historia. Teraz chciałabym zabrać was w przeszłość, do mrocznej epoki w dziejach, by wam pokazać, że nie zawsze było tak słodko.
VINE - LOGO
Byłam bardzo zdziwiona faktem, że historia Lele nie jest do końca autentyczna, a została podkoloryzowana. Nie jest to książka ambitna i niosąca ze sobą jakieś głębsze przesłanie. Jeżeli głębiej spojrzymy w fabułę książki, to możemy podzielić je na dwa główne tematy. Z jednej strony widzieliśmy drogę do sławy Lele oraz jej plus i minusy. Z drugiej jest sztuka przeżycia w nowej szkole, odnajdywanie się w nowej sytuacji. Od razu przyznaję, że nie spodziewałam się za wiele po tej książce i to dobrze. Oczywiście narracja książki jest bardzo prosta i trafiająca do każdego, ponieważ narratorką jest Lele. Dziewczyna przedstawia nam swój świat strasznie subiektywnie. Bardzo ciężko oddzielić rzeczywistość od tego co jest fikcją literacką w książce i ja na pewno się tego nie podejmę. Jeżeli chodzi o okładkę, to też się muszę przyczepić (taka ze mnie panna czepialska :D). Mnie osobiście bardzo się nie podoba, może oddaje treść książki, przyciąga oko swoim ogromnym bałaganem, ale na pewno nie zachęci do lektury. Do zalet możemy zaliczyć to, że tytuły rozdziałów są zapisane zarówno po polsku jak i po angielsku, szybka i prosta nauka języka. Jak już wcześniej pisałam nie zbyt ambitna książka, dlatego polecam ją albo ogromnym miłośnikom twórczości Lele albo szukającym odmóżdzaczy, które szybko się szybko czyta i dzięki którym pojawia się lekki uśmiech na twarzy.
To już by było chyba na tyle. Ta recenzja nie należy do najdłuższych, ale szczerze mówiąc nie wiem co mogłabym więcej o tej książce napisać. A, jeszcze bym zapomniała, to że Melissa de la Cruz pomagała w tworzeniu tej powieści jest kolejnym ogromnym plusem, widać lata doświadczenia.


Za książkę dziękuję:



Dominika