piątek, 13 stycznia 2017

Fenomenalny "Szklany tron" Sarah J. Maas



Są takie książki, serie, których po prostu nie przeczytaliśmy. Czasami mogliśmy być po prostu za młodzi, nie czytaliśmy tak jak teraz, czyli nałogowo albo nie chcieliśmy po to sięgać w czasie ciągłych zachwytów ze wszystkich stron. A potem chcemy to nadrobić. Ja właśnie to zrobiłam.

Celaena Sardothien jest najlepszą (płatną) zabójczynią w królestwie, choć ma zaledwie osiemnaście lat. Za swoje zbrodnie została zesłana do obozu w pracy w Endovier. Normalny człowiek wytrzymuje tam miesiąc. Ona wytrzymała rok.
Dorian Havilliard jest następcą tronu. Jego ojciec postanowił wymyślić konkurs na Królewskiego Zabójcę. Chłopak postanowił, że jego kandydatką będzie właśnie Celeana. 
No cóż, nie dziwi fakt, że dziewczyna się zgodziła. Umowa była korzystna. Cztery lata służby, a potem wolność. Jest jednak jeden warunek. Jeśli przegra wróci do Endovier.



To chyba tyle, co powinniście wiedzieć o fabule. Jeśli powiem za dużo, to już zaspojleruję. A tego przecież nie chcemy. 

Szczerze przyznam, że Sarah J. Mass to moja autorka życia (obok Cassandry Clare i Ricka Riordana). To co ze mną zrobiła, to była magia. Już rozumiem, dlaczego autorka ma tylu fanów. 
Język jest prosty, ale nie prostacki. I to jest dobre. Czyta się ją w zastraszającym tempie, co prawda ja czytałam na czytniku, a tam troszkę szybciej idzie mi czytanie. Po raz pierwszy w życiu nie mogłam spać i wstawałam o trzeciej w nocy, żeby jeszcze kilka stron poznać. Przy tej książce kłamałam, jak jeszcze przy żadnej. "Jeszcze tylko jeden rozdział...". Ta....

Celeana jest naprawdę mocną bohaterką. Taką, jak wygląda na okładce. Może to dziwne, ale ja naprawdę zżyłam się z główną bohaterką. Poczułam jakąś więź, choć mnie nigdy nikt nie szkolił na zabójcę już od ósmego roku życia. Bardzo się cieszę, że Sarah J. Mass rozpoznała granicę między mocną bohaterką, a potworem. Nigdy jej nie przekroczyła.
Nie mogę zapomnieć o Chaolu, czyli kapitanie królewskiej gwardii. To on ma ćwiczyć dziewczynę. Jest skryty, wyniosły i niedostępny. Cały czas odgrywa swoją rolę, choć zdarzają mu się przebłyski normalności :) Niestety pozostaje w cieniu Doriana.
Dorian, ach ten Dorian... Akceptuję, rozumiem, ale... 

Oczywiście mamy wątek romantyczny. Ale to nie jest jedyną osią powieści. Bowiem budzi się pradawna magia, która w królestwie Adarlanu jest zakazana. W dodatku coś zabija uczestników turnieju, choć na początku turniej wydawał się dobrą rozrywką dla szlachty. Robi się niebezpiecznie.

Powiem Wam, że obawiałam się zakończenia. Coraz częściej jest tak, że chociaż cała historia jest świetna, to finał jest rozczarowujący. Tutaj tak nie było. Wielkie ukłony dla autorki za stworzenie nowego, niesamowitego świata, który ewoluuje w trakcie czytania.

Koniecznie muszę sięgnąć po drugą część, bo inaczej umrę. To naprawdę świetny pomysł i jeszcze lepsze wykonanie. Opowieść idealnie trafiła w moje serce i na długo tam pozostanie. Muszę jednak odjąć pół punkciku za małe niedociągnięcia. No bo gdzie w takim średniowieczu bilard? Mimo wszystko dalej jestem zachwycona.

Książka jest idealna dla młodszej i starszej młodzieży. Jeszcze nie jest za późno, by nadrobić czytelnicze zaległości. To idealny przykład, że obecnie dość dużym trendem w literaturze młodzieżowej jest inspirowanie się baśniami. Mam wrażenie, że to przeminie, tak jak wilkołaki czy wampiry, ale póki co trzeba się cieszyć i skupiać na tym co tu i teraz.



Zobaczcie filmik, który znalazłam: